Moskwa nocą wygląda
równie pięknie jak za dnia. Latarnie oświetlają ulice i ludzi. To
miasto nigdy nie śpi, podobnie jak wiele innych na świecie. Ma
jednak swój urok, taki, którego nie posiadają te inne metropolie,
takie jak na przykład Wielkie Jabłko czy Los Angeles. Amerykańskie
giganty zawsze wydają się ludziom przesadzone.
Już na pierwszy rzut oka widać, że Moskwa
jest mieszaniną wszystkiego. Milionerzy chodzą tymi samymi ulicami,
co skrajnie ubodzy, alkoholicy rozmawiają z abstynentami, ludzie
chcący pokoju na świecie zauważają cień szpiega czy członka
mafii. Ateista pracuje razem z wyznawcą islamu, hindus sprzedaje
jedzenie chrześcijaninowi, a żyd mieszka obok buddysty. Ludzie
biali, żółci, czarnoskórzy, plastikowe królewny i osoby otyłe -
wszystko się tutaj ze sobą miesza, tworząc mozaikę kultur, a
przede wszystkim poglądów. Właśnie, dlatego w Moskwie tak łatwo
się ukryć bądź pozostać anonimowym. Właśnie tutaj, gdzie gwar
rozmów nigdy nie cichnie i światła nigdy nie gasną.
Różnice widać również w budynkach: obok
łagodnych, czasami niemalże cukierkowych cerkwi czy pałacyków
stoją stare rudery, nadające się jedynie na spalenie, strawione
przez czas, pogodę, ale także i ludzi, a przede wszystkim ich,
najczęściej złe, zamiary.
Młody mężczyzna idzie ulicami Moskwy.
Nie obchodzi go nic, prócz celu, do którego zmierza. Cały świat
mógłby umrzeć, byleby tylko dotarł tam, gdzie chce. Wiatr zaczyna
wiać, a ten człowiek otula się kurtką i przeklina w myślach.
Patrzy w niebo i widzi nadciągające chmury. Po chwili słyszy
grzmot.
-Cudownie – warczy i przyspiesza kroku.
Wiatr zaczyna wiać coraz szybciej, do uszu
ludzi przebywających w Moskwie dociera kolejny dźwięk grzmotu.
Nagle zaczyna padać deszcz, początkowo jakby niechętnie, krople
powoli zaczynają opuszczać chmury, by uderzyć o ziemię. Pięć
minut później, jakby śmielej, uderzają o ziemię coraz szybciej,
jest ich coraz więcej, co jeszcze bardziej potęguje uczucie
wszechobecnego chłodu. Tak, burza rozpoczyna swój koncert. Błysk,
światła, na scenie pojawiają się aktorzy, krople wody,
przyniesione przez wiatr, one tańczą, niektóre łagodnie, a inne
niebezpiecznie, unoszą się w powietrzu tworząc ciekawy występ
taneczny. Tańczą w takt muzyki tworzonej przez głośne grzmoty,
ale także łagodne szeleszczenie liści, tak trudne do zauważenia w
tym hałasie.
-Gorzej być nie może – mówi gniewnym
tonem młody mężczyzna. Jego buty są całkowicie przemoczone,
spodnie spotyka ten sam los, co obuwie. Na szczęście, jeszcze tylko
jakieś pięć minut drogi, pociesza się w myślach. Mimo, że idzie
ulicami Moskwy w nocy, czuje, że chmury burzowe zaczynają ustępować
naturalnej ciemności związanej z brakiem gwiazdy oświetlającej
nasza planetę. Na twarzy przybłąkuje się mały uśmieszek, który
powoduje, że jego oblicze nieco łagodnieje, a w brązowych oczach
zaczynają błyskać te wesołe iskierki, dawno niewidziane przez..
Nikogo? Tak, bowiem ten człowiek kocha żyć w hałasie, zakładać
maski i nigdy nie daje się poznać.
Po paru chwilach już widzi cel swojej
nocnej przechadzki – dawno opuszczoną rezydencję na
przedmieściach Moskwy. Ściąga kaptur z głowy, ukazując dość
krótko przystrzyżone, brązowe włosy. Wraz z pokazaniem twarzy,
znów ubiera maskę chłodnego, bezwzględnego człowieka. Podchodzi
do drzwi, ale nie puka, czy dzwoni, lecz wyciąga z kieszeni
magnetyczną kartę i wsuwa w otwór wywiercony w ścianie budynku.
Sekundę później dioda zapala się, świecąc na zielono, a drzwi
się otwierają.
-Rafael, spóźniłeś się – mówi po
rosyjsku oskarżycielskim tonem mężczyzna około czterdziestki,
siedzący przy stole, zastawionym słonymi przekąskami i dwoma
butelkami czerwonego wina.
-Przepraszam – odpowiada pokornie Rafael w
tym samym, choć tak mu obcym języku– to już się nigdy nie
powtórzy.
-Tak, ja też tak uważam, ponieważ jeszcze
jedne spóźnienie, a jego konsekwencje mogłyby być… powiem
szczerze, niezbyt miłe.
-Panie Smirnow, Samochód mi się zepsuł.
Byłbym wcześniej, ale..
-Nie będę słuchać twoich tłumaczeń,
chłopcze – ucina ostrym tonem Smirnow – Nie przyszedłeś tutaj
jedynie w celu napicia się wina, ale to też uczynimy. Walerio,
podejdź tutaj!
Na wołanie Miszy Smirnowa natychmiast
odpowiada młoda Rosjanka. Gdy tylko ta staje w świetle starego
żyrandola, Rafael czuje, że atmosfera nieco gęstnieje – otóż
ma przed oczami jedną z najpiękniejszych kobiet na świecie: ciemne
oczy idące w parze z takim spojrzeniem, przywołują mu na myśl
rozgrzane węgle, w otoczce z długich, czarnych rzęs. Młoda
kobieta usta ma pełne, pociągnięte czerwoną szminką. Długie,
ciemne włosy spływają po plecach, upodabniając ją do anioła z
czarnymi skrzydłami. Niewątpliwie, kolejnym jej atutem jest
szczupła, ale kobieca sylwetka, odziana w czerwoną sukienkę.
Długie nogi zostały podkreślone przez czarne szpilki. Tak,
zdecydowanie, ta kobieta ma w sobie to coś, myśli Rafael,
ostentacyjnie gapiąc się na postać podobną do rzymskiej bogini
Wenus. Jego marzenia odnośnie owej kobiety prysły jak bańka
mydlana, gdy, pochodząc do stolika, złożyła na ustach Smirnowa
długi pocałunek.
-Walerijo, to jest Rafael. – przedstawia
oniemiałemu mężczyźnie piękność
-Witam panią serdecznie – gość szybko
wstaje ze stołka, bierze dłoń Waleriji i, schylając się, muska
ja ustami. – U nas, w Polsce, mamy taki zwyczaj, że tak obchodzimy
się jedynie z najpiękniejszymi damami
-Polacy są dziwni, nigdy ich nie lubiłam. No
cóż, będę musiała ciebie przeboleć. – mówi nieco oschle
Walerija – Nalać wam wina?
-Tak, kochana, poproszę. Możesz nas później
zostawić? – mówi Misza
-Oczywiście – odpowiada młoda kobieta,
nalewa wina do kieliszków, po czym oddala się do innego pokoju.
Rafael patrzy się na jej długie nogi, ale z rozmarzenia wyrywa go
pełen jadu wzrok Rosjanina.
-Wiem, że ona jest atrakcyjna, ale należy
jedynie do mnie. – mówi ze stoickim spokojem, podnosząc kieliszek
do ust
-Od kiedy człowiek może należeć jedynie do
kogoś? Nie jest to czasem wolna istota? – pyta Polak, lecz nie
patrzy w oczy starszego towarzysza
-Rafaelu, głupi, naiwny, dzieciaku: ja mogę
wszystko, dlatego ona może należeć do mnie. Jestem bogiem tego
świata.
-Słyszałem trochę o panu, ale żeby od razu
był pan bogiem, panie Smirnow?
-Wolski, wiem o tobie wszystko. Wystarczy moje
skinienie głowy, a pójdziesz siedzieć za to, co zrobiłeś, a
wiem, że to nie były rzeczy zgodne z prawem.
Zapada dość krepująca cisza. Rafael nie umie
się odezwać. Wie, co zrobił, ale nie wie, czy tego żałuje. Jego
kompas moralny zwariował i znajduje się w ciągłym ruchu. Igiełka
kompasu nie wie, którą stronę wskazać, więc krąży nie tylko
obok zła i dobra, ale także stanów pośrednich. Ale czy one w
ogóle istnieją?
-To wino rzeczywiście jest rewelacyjne –
mówi Rafael już pewnym głosem – Czego pan ode mnie chce?
-Na razie chcę, żebyś ochraniał Waleriję.
Odebrałem ją z gangu wrogiej mi mafii. Ona jest mi potrzebna.
-Do kochania? – pyta naiwnie Rafael, bowiem
po ujrzeniu pięknej Rosjanki, mały kawałek serca jakby do niego
wrócił. Nie, on nie może sobie na to pozwolić, więc szybko
wyrzuca resztki człowieczeństwa z siebie. – Przepraszam, głupie
pytanie.
-Wolski, Wolski, Wolski. Ty idioto. Oczywiście,
że nie. Uczucia nie istnieją. Chyba, że nienawiść, w to jeszcze
jestem w stanie uwierzyć. Pamiętaj, musisz umieć zabić każdego,
kto będzie chciał choć złamać paznokieć tej kobiety.
-Wątpi pan we mnie? – pyta odważnie Rafael
-Nie. Ale pamiętaj – nie wolno ci choćby
dotknąć Waleriji. Chyba, że ona na to zezwoli.
-Rozumiem. Ile jest mi pan w stanie dać za tą,
można powiedzieć, usługę?
-Dwa tysiące na tydzień
-Pięć, bo inaczej nie mamy umowy, a zapewniam
pana: nikt z mojej branży nie będzie chciał maczać palców w aż
tak brudnym interesie. – Wolski doprowadza Miszę do tego, że jego
żyła na karku zaczyna pulsować. Polak uświadamia sobie, że
jeszcze nie zdążył się przyjrzeć swojemu nowemu szefowi.
Misza Smirnow wygląda na czterdziestolatka,
być może dobił już do czterdziestu pięciu lat. Pozostał w
formie, bowiem teraz nie widać brzuszka wylewającego się z
koszuli, która jest włożona w spodnie z skrojonego na miarę, z
wyglądu bardzo drogiego garnituru. Podłużna twarz Smirnowa nie
należy do najprzyjemniejszych: na lewym policzku wyraźnie widać
bliznę, biegnącą od ucha aż po żuchwę.
Oczy ma ciemne, niemalże czarne, z pozoru
podobne do tych od Waleriji, jednak w spojrzeniu Miszy można
zauważyć jedynie chłód. Nos ma duży, a usta wąskie, między
nimi wąs, a na wydatnej szczęce broda. W czarnych, krótkich
włosach prześwituje kilka pasm siwizny, ale to tylko dodaje mu
swego rodzaju grozy. Czy oceniając po wyglądzie, tego wysokiego
mężczyzny należy się bać? Zdecydowanie tak.
Smirnow wstaje, Rafael również, po czym
ściskają sobie dłonie.
-Wolski, nie zawiedź mnie, bo inaczej cię
zabiję. Jeśli będziesz ochraniać Waleriję przez miesiąc,
dostaniesz wszystko, czego zapragniesz.
-Do widzenia –
odpowiada krótko Wolski i wychodzi z domu Miszy. Czeka go długa
droga do domu.
***
Stare. To miała być część dłuższego opowiadania, ale nie jestem w stanie go dokończyć, poza tym, chyba się nie będzie podobać nikomu.
Przepraszam, nie jestem w stanie nic nowego napisać. Zbliżają się wakacje, w szkole luźniej, może wrócę, ale nic nie obiecuję...